PANI RENATA: „Z PERSPEKTYWY 15 LAT MOGĘ ŚMIAŁO POWIEDZIEĆ. TU JEST MOJE MIEJSCE!”

 

Dzień Dobry Pani Renato! Pracuje Pani z nami już 15 lat. Jak się to wszystko zaczęło?

Tak jak pan wspomniał, moja przygoda z firmą „Grot” zaczęła się piętnaście lat temu. Na początku zaczęłam pracę jako sprzedawca w sklepie na ul. Ketlinga. Ale już po dwóch miesiącach, co było dla mnie dużym zaskoczeniem i jeszcze większym wyzwaniem, zostałam kierowniczką tego sklepu.

 

Miała Pani doświadczenie w handlu?

Co prawda skończyłam szkołę handlową, ale doświadczenia nie posiadałam żadnego. Zdobyłam je pracując właśnie w sklepie na Ketlinga.

 

Jak Pani wspomina tamten czas?

Spędziłam tam cztery cudowne lata. Wtedy na Ketlinga to był okres, gdy sklep stale się rozwijał. Obroty z roku na rok rosły. Mieliśmy już stałą grupę zaprzyjaźnionych klientów, co atmosferę w tym sklepiku czyniło bardzo rodzinną.

 

Co działo się dalej?

W 2004 roku w związku ze słabymi obrotami sklepu na ul. Milionowej, firma postanowiła oddać go komuś na zasadach sklepu patronackiego. A jako że mieszkam w pobliżu, pierwsza wystąpiłam z propozycją, że wezmę go pod swoje skrzydła. Oczywiście otrzymałam zgodę i prowadziłam ten sklep przez osiem lat.

 

Co się wydarzyło później?

Przez te 8 lat w najbliższej okolicy otworzyło się kilka hipermarketów, które zakasowały mniejszy handelek. Wtedy z pomocą przyszła firma. Nie zostawiła mnie samej sobie. Wręcz przeciwnie! Rozumiejąc zaistniałą sytuację i jednocześnie doceniając moją pracę, zaproponowano mi objęcie kolejnego sklepu już na zasadach franczyzy.

 

Którego?

Ponownie przejęłam sklep na Ketlinga. Powrót na „stare śmieci” był bardzo emocjonalny. A najwspanialsi okazali się klienci, którzy pamiętali o mnie przez te wszystkie lata i z niekłamaną radością powitali z powrotem. Po pewnym czasie przejęłam również sklep mieszczący się przy ulicy Zakładowej.

 

Zatem Pani Renato, co jest potrzebne, żeby otworzyć sklep franczyzowy?

Trzeba po prostu chcieć. Jak to mówią, nawet słonia można nauczyć tańczyć. Trzeba się w tym odnaleźć i to lubić. Ja uwielbiam kontakt z ludźmi. Nie dla mnie jest siedzenie przy biurku, ja tego nie praktykuję. Nawet będąc kierowniczką, często papierkową pracę brałam do domu,  żeby móc stać za ladą, rozmawiać z klientami i po prostu handlować.

 

To wszystko?

To podstawowe sprawy. Kolejną bardzo ważną rzeczą jest dobrze dobrany personel.  Odpowiedzialny, posiadający łatwość nawiązywania kontaktów z klientami i rzecz najistotniejsza: uśmiech na twarzy. Klient nie lubi być obsługiwany przez naburmuszonych ekspedientów, którzy robią łaskę, że w ogóle coś podają. Przecież uśmiech przyciąga ludzi nie tylko w pracy, ale też w życiu.

 

To może teraz porozmawiajmy o tym, jak wygląda dzień pracy?

Jest to praca od rana do wieczora. Ja akurat ułożyłam sobie grafik tak, że mam w środku dnia dwie, trzy godziny dziennie wolne. Przyjeżdżam rano, jestem na sklepie z personelem. Układamy ladę, szykujemy sklep do otwarcia i zaczynamy nowy dzień pracy. O 11 kiedy przychodzi druga zmiana, zmiany się zakleszczają, wiec w tym momencie jest pięć dziewczyn na sklepie. Więc ja wtedy z czystym sumieniem wiem, że one sobie ze wszystkim poradzą i najpóźniej na 14 wracam do pracy. Ale jest to wszystko do ułożenia i przy dzieciach, i jak dzieci są dorosłe.

 

A co jest najprzyjemniejsze w tej pracy?

Wydaje mi się, że kontakt z ludźmi. Ostatnio nawet przyszła pewna pani zapytać, co ona może zrobić na imprezę dla 12 osób, żeby nie było drogie, a było eleganckie. No i to kwestia podpowiedzenia. Poleciłam jej mój przepis na potrawę z polędwiczek wieprzowych. Klientka mi zaufała, a po weekendzie wróciła w pełni zadowolona i mówiła, że jej goście byli wniebowzięci. Z kolei inna klienta kiedyś stwierdziła, że obsługa w sklepie na ul. Zakładowej jest na najwyższym, europejskim poziomie. I właśnie dla takich opinii staramy się najlepiej jak potrafimy, bo pozwala to mi i całej załodze czuć dumę z naszej pracy. I satysfakcję trudną do opisania.

Również bardzo ważne jest zadowolenie finansowe, co też motywuje do jeszcze cięższej pracy.

 

A jaka jest rola firmy „Grot” w Pani biznesie?

Bardzo duża. Tak jak mówiłam wcześniej, kiedy sklep na Milionowej podupadał, firma nie zostawiła mnie samej sobie. Znaleźli wyjście z tej sytuacji. Teraz kiedy prowadzę swoje sklepy, zawsze mogę liczyć na wsparcie koordynatorów, którzy są bardzo zaangażowani w nasze sprawy. Firma organizuje dla pracowników szkolenia stale podnosząc ich kwalifikacje. Dla nas, franczyzobiorców organizowane są weekendowe szkolenia biznesowe w ekskluzywnych medical spa hotelach. Za dnia podnosimy swoje umiejętności. Wieczorami z kolei jest czas na zasłużony relaks w spa i zabawę. Niekiedy do białego rana.

Ponadto firma nagradza dobrą i wydajną pracę poprzez vouchery na weekendowe wyjazdy do hotelu ze spa – osobiście takie otrzymałam i spędziłam z mężem trzy cudowne dni w hotel medical spa Lawendowe Termy w Uniejowie.

 

Dobrze, Pani Renato, czy jest  jeszcze coś, o czym warto powiedzieć?

O panu Józefie Grot. Właściciel firmy nie jest osobą odcinającą się od swoich pracowników i partnerów handlowych. Jest otwarty na ludzi, ich problemy i nie stroni od pomagania, kiedy zajdzie taka potrzeba. Sama kiedyś taką pomoc otrzymałam i będę o tym zawsze pamiętać, mimo, że od tamtej pory minęło już sporo lat.

Kolejnym skarbem firmy „Grot” są jej pracownicy, którzy z sercem i zaangażowaniem wykonują swoją pracę. I wielokrotnie wyratowali mnie z opresji. Tutaj mogłabym podać przykłady, ale z uwagi na 15 lat wspólnej pracy byłoby tych przykładów strasznie dużo.

 

To może chociaż jeden przykład?

Może głupi, ale dla mnie bardzo ważny.  Kiedyś zamiast 20-stu zamówiłam 200 kilogramów biodrówki. Dziewczyny z zamówień nie wklepały bezmyślnie ilości, tylko widząc anomalie zadzwoniły do mnie i spytały, czy aby na pewno zamawiam 200 kilogramów. Co chcę przez to pokazać? Pracownicy firmy „Grot” to sztab profesjonalistów, pełniący zarazem rolę partnera biznesowego i patrona, który czuwa nad nami.

 

W takim razie, poprosiłbym o kilka słów podsumowujących naszą rozmowę.

Co tu dużo mówić. Po to żyjemy, żeby pracować. Grunt, żeby z wykonywanej pracy czerpać satysfakcje większą lub mn